A taki tam temacik na weekend :).
Przed nami weekend więc życzmy Wam wszystkim, nasi drodzy czytelnicy, miłego wypoczywania.
Dziękujemy bardzo również wszystkim tym, którzy nas czytają, doceniamy to bardzo i cieszymy się, że z nami jesteście.
Przechodząc do rzeczy, w ostatnich kilku dniach jedno z naszych firmowych aut osłabło w trasie, po szybkiej diagnozie okazało się, wg komputer, że złamana jest dźwignia od nastawnika klapek w kolektorze ssącym. Po rozebraniu kolektora okazało się, że dźwignia jest ok, ale brakuje bolca, który łączy dźwignię z nastawnikiem. Oczywiście bolczyka nigdzie nie można było znaleźć, prawdopodobnie leży gdzieś na trasie ;).
Bez zbędnego zastanawiania się zamówiliśmy kompletny kolektor z nastawnikiem. Zdecydowaliśmy się na ten krok, ponieważ stary kolektor był przede wszystkim mocno zabrudzony nagarem.
Dodatkowo w głowicy też jest tego sporo, mimo, że samochód 80% jeździ na długich trasach. Nasze przebiegi roczne to ok 70k km, obecnie "piątka" F11, bo o niej mowa, ma przejechane 220k km, silnik to B47. To jej pierwsza awaria od nowości, co wydaje nam się dobrym wynikiem :).
Długo zastanawialiśmy się czy nie wyciągać głowicy i nie wyczyścić nagaru (zobaczcie zdjęcia), ale jednak zdecydowaliśmy się tego nie ruszać. Dlaczego? A to dlatego, że większego zagrożenia nie ma, a samochód jest pilnie potrzebny do pracy. Wiemy jednak też, że z tym nagarem na pewno nie utrzymuje swoich parametrów, a z jeszcze innej strony nie mamy ochoty ruszać oryginalnego silnika.
W sumie stąd pomysł na post, chcieliśmy zapytać Was, nasi drodzy czytelnicy, klienci i mechanicy, co sądzicie o popularnym ostatnio "wodorowaniu" silnika?
Z tego co czytamy to "wodorowanie" zamienia nagar ze stanu stałego w lotny i oczyszcza cały silnik.
Czy to prawda? Czy ktoś orientuje się jakie są konsekwencje np. dla uszczelki pod głowicą?
Będziemy wdzięczni za wszelkie sugestie :).
Miłego weekendu!